Recenzja debiutanckiej płyty Obibox w zinie Garaż

Polskie psychobilly próbuje w ostatnich latach nadrobić stracony czas i po płytach grup Robotix i The Kolt dostajemy niniejszym debiutancki album warszawskiego trio Obibox. Pojedyncze numery zespołu tu i ówdzie pojawiały się od jakiegoś czasu stąd ciekaw byłem jak zaprezentują się w większej dawce muzyki. Pierwsze podejście do płyty zakończyłem na jednorazowym przesłuchaniu i odłożyłem na półkę z nadzieja, że następnym razem zawarte tu 12 utworów bardziej mi się spodoba. I faktycznie, po paru dniach, za drugim podejściem zadziałało.

Myślę, że te początkowe opory to po prostu wynik kołaczącej w głowie muzyki tuzów gatunku i faktu, że jakby nie było dość trudno zaskoczyć czymś w jakże wąskiej formule stylistycznej, jaką jest psychobilly. A Obibok gra właśnie klasyczne, źródłowe psychobilly, gdzie wyznacznikiem są oczywiście dokonania Meteors i całej plejady ich naśladowców. Kapela daje radę, wplata różne ciekawe patenty i dba o różnorodność aranżacji, choć na pewno przydałoby się tu bardziej urozmaicić stronę wokalną.

Na uwagę zasługują natomiast teksty piosenek opowiadające o ciemnej stronie miasta, nie zawsze do końca poważne, ale na pewno znacznie bardziej autentyczne niż choćby te z repertuaru The Kolt, opiewające klimaty Dzikiego Zachodu.

Płyta zaczyna się fajnym psycho-surfowym "Zło" z dźwiękami puzonu, dalej jest dobrze w rockabilly'owym "Dzikość serca" i mrocznym "Miasto". Potem przeważnie też nieźle w takich numerach jak "Szybki i wściekły" - za sprawa szybkiego, country'owego bitu, "Niekochane dziewczyny" - znów z dźwiękami puzonu" czy w dwóch ostatnich, przebojowych - "Let's Go" i "Psycho Attack Over Warsaw". To płyta, do której warto podejść bez uprzedzeń i dać się wciągnąć w ich mroczne rock'n'rollowe opowieści, a jeśli nie wciągnie za pierwszym razem, to za drugim na pewno. (Sopel)